Treść zadania

cukiereczek

Napisz wartości za które oddały życie osoby znane ci z dziejów naszego kraju.

Zadanie jest zamknięte. Autor zadania wybrał już najlepsze rozwiązanie lub straciło ono ważność.

Najlepsze rozwiązanie

  • 0 0

    BŁOGOSŁAWIONA KAROLINA KÓZKA JAKO WZÓR OSOBOWY DLA WSPÓŁCZESNEJ MŁODZIEŻY ŻEŃSKIEJ

    Karolina Kózka (1898-1914), szesnastoletnia polska dziewczyna, która oddala życie w obronie czystości, beatyfikowana przez Ojca Świętego Jana Pawła II w Tarnowie 10 czerwca 1987 r., została przez niego ukazana w homilii beatyfikacyjnej jako wzór dla młodzieży. Warto zatem zastanowić się nad przesłaniem wynikającym ze świadectwa życia tej Błogosławionej dla współczesnej młodzieży żeńskiej.

    1. Rozumienie wzoru i potrzeba jego realizowania przez młodzież

    Wzór kojarzy się z jakimś ideałem. Jeżeli jest przedstawiany tylko w formie ogólnej, kojarzy się z czymś nieżyciowym, nierealnym, a tym samym niemożliwym do zrealizowania. Jeżeli wzorzec związany jest z konkretną osobą, ukazaną w sposób żywy i obrazowy, wówczas może pozytywnie oddziaływać na sferę poznawczo-emocjonalną.1 Z kolei to pozytywne oddziaływanie może wyzwalać potrzebę urzeczywistniania we własnym życiu postaw i czynów osoby, która jest ukazywana jako wzór. Wzór osobowy powinien łączyć w sobie cechy realne i idealne. A zatem powinno ukazywać się wzory osobowe, na przykład świętych, jako normalnych ludzi, z ich słabościami i problemami, a z drugiej jako tych, którzy wykorzystali wszystkie możliwości na drodze własnego rozwoju.2
    Z wypowiedzi psychologów i pedagogów wynika, że szczególnie w okresie młodości potrzebne są konkretne wzorce osobowe, pomagające ukształtować silną, dojrzałą osobowość.3 Młodzież nie lubi niczego, co jest jej narzucane, sama też chce dokonywać wyboru wzorca osobowego. By zatem wzorzec miał istotny wpływ na kształtowanie się poglądów, postaw i cech osobowości młodego człowieka, należy uszanować wolność wyboru w tym zakresie. Badania prowadzane wśród młodzieży pokazują, że młodzi szukają wzorców osobowych zarówno we własnym środowisku, jak i w literaturze, historii czy telewizji.4 W dobie obecnej, kiedy przepływ informacji jest bardzo szybki i bogaty, młodemu człowiekowi proponowana jest wielka różnorodność wzorców, godnych jak i niegodnych naśladowania.
    Wybór i adaptacja wzorca w dużej mierze zależna jest od wrażenia wywartego bezpośrednio na wybierającym. Oddziaływanie wzorca w jakimś stopniu zależne jest też od epoki historycznej i jej wymogów wobec wzorców. Tzw. duch czasu przyczynia się do zaistnienia i funkcjonowania poszczególnych wzorców, czasem właściwie rozumianych tylko w danej epoce.5 Wzory osobowe niosą ze sobą charakterystyczne cechy danej epoki czy kultury. Jeśli chodzi na przykład o świętych, w przeszłości często ukazywano ich w sposób tak wyidealizowany, że czytającym dziś tamte życiorysy wydają się nieprawdziwe, a więc i niepociągające. Czasem natomiast mamy do czynienia ze wzorami ponadczasowymi, np. takim wzorem dla chrześcijanina jest zawsze Chrystus.6
    Akceptacja wzoru osobowego zależy nie tylko od tego, jakie wartości prezentuje dany wzór, ale także od tego, w jaki sposób zostanie przedstawiony. W tym miejscu trzeba sobie uświadomić, że inaczej należy przedstawiać wzór osobowy dzieciom, inaczej młodzieży, a jeszcze inaczej dorosłym.
    Zadanie nie jest łatwe, bowiem trzeba ukazać heroiczny, bardzo wzniosły i zarazem wymagający, sposób postępowania danego świętego: 1) najpierw trzeba wskazać na to, że każdy święty starał się autentycznie słuchać Boga; 2) podejmował wysiłek pracy nad sobą, który go prowadził do umiłowania Boga i drugiego człowieka. Trzeba też powiedzieć, że każdy święty jest normalnym człowiekiem. Odkrycie bowiem w świętym takiego samego człowieka jak ,ja", żyjącego niedawno, zapewne jest bardziej pociągające, niż wysłuchanie nawet literacko pięknego opowiadania o odległym i dziwnym nadczłowieku.7 Dzięki temu, że Kościół współczesny ukazuje świętych z różnego stanu, różnych kontynentów, ludzi młodych i starszych, wzory osobowe świętych mają większą siłę przemówienia do indywidualnego człowieka. Należy przypuszczać, że jeżeli na przykład chcemy ukazywać młodzieży żeńskiej wzór osobowy świętego, to szybciej przemówi osoba tej samej płci, w ich wieku, z ich problemami, niż na przykład osoba świętej zakonnicy.
    Aby jakiś wzór osobowy zachęcał młodego człowieka do naśladowania go, potrzebna jest znajomość oczekiwań, problemów, a szczególnie hierarchii wartości uznawanej przez młodzież. Ogólnie można stwierdzić, że dziś następuje wśród młodzieży dość duże zlaicyzowanie i dla ogółu
    młodzieży wzorce religijne mają mniejszą siłę oddziaływania niż wzorce pozareligijne. Stąd na przykład jakiś „bohater" skandalu może być dla młodzieży bardziej atrakcyjny niż jakiś święty. Wydaje się, że pragnienie realizowania wartości związanych z konkretnym wzorcem osobowym dokonuje się w sposób indywidualny i jest też ściśle związane z osobą, która dany wzorzec proponuje. Jeżeli wzorzec konkretnego świętego proponuje młodzieży katecheta, który jest szanowany, odbierany jako autentyczny i kochający młodzież, to należy przypuszczać, że zaangażowanie młodzieży w naśladowanie stylu życia tegoż świętego będzie duże. Wnikając zaś w zagadnienie szczegółowiej, można powiedzieć, że im bliższe i bardziej pozytywne więzy łączą młodego człowieka z katechetą, tym większe zaangażowanie w realizację proponowanego wzorca.
    Na akceptowane wartości u młodzieży duży wpływ mają dorośli i osobiste doświadczenia. Należy jednak pamiętać, że wartości przyjmowane ze świata dorosłych młodzież poddaje selekcji, przyjmując te, które odpowiadają pewnym warunkom i harmonizują z wartościami, które ona wytwarza w wyniku osobistych doświadczeń.8 Różne badania pokazują, że młodzież współczesna mało ceni sobie takie wartości, jak: umiłowanie ojczyzny, bezinteresowną służbę drugiemu, a zdecydowanie zwraca się ku szczęściu osobistemu, opartemu głównie na wartościach materialnych związanych z ciekawą i wysoko płatną pracą, czy ułożeniem sobie życia w rodzinie.9 Można zatem powiedzieć, że poważna część współczesnej młodzieży reprezentuje postawy wygodne, chcąc jak najwięcej wziąć od życia przy minimalnym wysiłku i zaangażowaniu się osobistym.10 Stąd nie należy się dziwić temu, że u młodzieży stosunkowo rzadko pojawia się potrzeba realizowania wartości widocznych w życiu świętych, np. wyrzeczeń, czystości czy umiłowania wiary w Chrystusa. Badania socjologiczne dotyczące obrazu młodzieży i wartości przez nią uznawanych sugerują, że wszystko, co dotyczy młodzieży, podlega ciągłej ewolucji, dlatego nie powinno się wyciągać pochopnie ogólnych wniosków dotyczących młodego pokolenia. Różnice między młodzieżą pochodzących z różnych środowisk i uczęszczającą do różnych szkół są bardzo duże.
    Wszystkie wysunięte tutaj trudności każą postawić pytanie, w jaki sposób i w jakim wymiarze ukazywać bł. Karolinę Kózkę jako wzór osobowy dla młodzieży żeńskiej?

    2. W czym bł. Karolina może być wzorem?

    Badania przeprowadzone przez M. Buksa w rejonie Tarnowa wykazały, że młodzież żeńska szkól średnich słabo zna postać Karoliny." Jest to zaskakujące, bowiem tam Błogosławiona urodziła się, żyła, zmarła, a 10 VI 1987 r. Jan Paweł II ogłosił ją błogosławioną. Należy więc przypuszczać, że w innych regionach byłoby jeszcze gorzej w tym względzie.
    Nie będziemy się tutaj zastanawiać nad przyczynami takiego stanu rzeczy, ale spróbujemy spojrzeć pozytywnie na jej osobę i zastanowić się nad tym, co Karolina może zaoferować współczesnej młodej dziewczynie? Nie ulega bowiem wątpliwości, że te wartości, które zrealizowała w życiu, do dziś się nie zdezaktualizowały. Z badań przeprowadzonych przez M. Buksa wynika, że niektóre dziewczęta nic nie wiedzące na temat bł. Karoliny napisały, iż nigdy nie starały się cokolwiek o niej dowiedzieć, bo jej osobowość, ich zdaniem, nie jest fascynująca.12 Takie odpowiedzi są nielogiczne, ale wskazują na konkretne postawy młodzieży, które powinny być poddane formacji. Z wypowiedzi ankietowych wynika, że źródła głębszego poznania osobowości Karoliny były bardzo różne: najczęściej katecheza, następnie kazanie, czasem pielgrzymka, nieraz jakaś książka o niej, ale tu dziewczęta zaznaczały, że książki, które o niej czytały, były mało interesujące.13
    Z rozmów zaś na temat świętych prowadzonych z młodzieżą przez piszącego niniejszy artykuł wynika, że młodzi ludzi często mają tzw. enigmatyczny obraz świętego, polegający na tym, że niewiele wiedzą na temat świętości, ale uważają, że święci to ludzie, których nie da się naśladować w codziennym życiu. Gdy się zapyta dlaczego, bardzo często odpowiadają: „nie wiem". Tych, którym zależy na dobru młodego pokolenia, taki stan rzeczy nie powinien zniechęcać, wręcz przeciwnie powinien zachęcać do wysiłku, aby w sposób dojrzały, realny i w miarę atrakcyjny, ale nie spłycony, ukazywać młodzieży świętych jako wzory osobowe w codziennym postępowaniu.
    Wydaje się, że młodzież współczesna ceni sobie prostotę i normalność.14 A przecież Karolina urodziła się w ubogiej, prostej rodzinie, odznaczającej się szczerą pobożnością i prawością. W swoim zwyczajnym środowisku rodzinnym znalazła sprzyjające warunki do prawidłowego rozwoju. Jej rodzice, którzy byli ludźmi prostymi, nie tyle ubogacali ją wiedzą teoretyczną, co konkretnymi postawami, które oddziaływały na całą osobowość Karoliny. Z zeznań świadków w procesie beatyfikacyjnym wynika, że w jej domu panowała atmosfera miłości, szczerej pobożności, a trudne warunki materialne zmuszały nieraz rodziców do włączania dzieci w dość ciężką pracę w polu. Można powiedzieć, że te dość surowe warunki uformowały w Karolinie silną i bogatą osobowość.
    Jan Paweł II w homilii podczas beatyfikacji Karoliny podkreślił cztery wartości, w których Karolina może być wzorem, szczególnie dla młodzieży żeńskiej: modlitwę, pracę, czystość i ofiarę.15

    a) wzór modlitwy i pracy

    Zeznania świadków w procesie beatyfikacyjnym potwierdzają, że do modlitwy Karolina przywiązywała dużą wagę.16 Należy przypuszczać, że na tę postawę duży wpływ miała atmosfera domu rodzinnego. Cała rodzina Karoliny codziennie klękała do modlitwy wieczornej, zawsze modlono się przed posiłkiem i po posiłku. Analiza świadectw zebranych w czasie procesu beatyfikacyjnego pozwala stwierdzić, że modliła się w sposób bardzo prosty, ale głęboki.17 Świadkowie jej życia podkreślają, że choć lubiła się modlić, „nigdy nie opuszczała pracy dla modlitwy. Modliła się po wykonaniu tego, co do niej należało".18 W tej postawie Karoliny widać zadziwiające podobieństwo do wskazań ojców pustyni, co do modlitwy: nie wolno mnichowi zaniedbywać pracy pod pozorem dłuższego trwania na modlitwie.19
    Zawsze też w niedzielę i święta, wraz z całą rodziną, uczestniczyła we Mszy świętej. O ile tylko mogła, starała się też uczestniczyć we Mszy świętej w dni powszednie. Tu znowu mamy potwierdzenie, że w dni powszednie uczęszczała do kościoła, gdy miała czas. Starała się, aby przez to nie zaniedbywać obowiązków zleconych jej przez rodziców. „W kościele nie przeciągała modlitw, by nie psuć porządku domowego, a zimową porą, by nie zaszkodzić sobie na zdrowiu".20 W życiu i przy pracy cechował ją duch optymizmu, wszystkie obowiązki spełniała sumiennie, nie żaląc się nigdy na nawał pracy. Należy zwrócić uwagę na to, że przeważnie wykonywała proste prace, które dziś wielu ludziom, szczególnie młodym, mogą się wydawać poniżające. W postawie Karoliny widać właściwą harmonię i więź między modlitwą, pracą i realizacją drogi powołania życiowego, w czym Kościół upatruje właściwy wzorzec dla każdego chrześcijanina.
    Karolina praktykowała też modlitwę nieustanną. „W ciągu dnia pamiętała o obecności Bożej, często w czasie pracy [...] wyrywały się jej akty strzeliste i westchnienia pobożne".21 Jej siostra stwierdziła, że pamięci na ciągłą obecność Boga w życiu człowieka uczyli ich rodzice, a Karolina starała się praktykować to w życiu.22
    Tomasz Merton mówi, że niewtajemniczeni mogą sobie wyobrażać, iż w modlitwie nieustannej chodzi o ciągłe trwanie na klęczkach i odmawianie jakichś tekstów modlitewnych.23 Takie wyobrażenie o modlitwie wywołuje poczucie nudy, niemożności jej zrealizowania i rodzi jej negatywny obraz. Nieustanne trwanie na modlitwie nie oznacza jakiegoś negatywnego wysiłku zmierzającego do odrzucenia wszelkich zajęć, by poświęcić się wyłącznie recytowaniu specjalnych formułek i rozważaniu określonych tematów. Trzeba dążyć do tego, aby stale żyć w atmosferze modlitwy, to znaczy, zwracać się do Boga całym sobą, oddając głębię swego wnętrza Jego miłości przebaczającej. Wówczas „wszystko staje się modlitwą, skoro chcesz, aby nią było".24 Trapista z Gethsemani jest zdania, że nietrudno jest modlić się bez przerwy, jeżeli modlitwa nie ogranicza się jedynie do umysłu lub serca, lecz ogarnia nas całych.25 Można powiedzieć, że tego ducha widać u Karoliny, która wszystkie doświadczenia w relacji z Bogiem uobecniała w służbie pełnej miłości wobec bliźnich.

    b) wzór życia w czystości

    Z ankiet przeprowadzonych przez M. Buksa wynika, że dziewczęta choć głębiej nie zastanawiały się treścią słowa „czystość", uświadamiały sobie kryzys, który wiąże się z tym pojęciem i jego treścią 26 Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, ze współczesna młodzież neguje całkowicie tę wartość, za którą Karolina oddała życie Jednak odpowiedzi zawarte w ankietach sugerowałyby coś innego; dziewczęta intuicyjnie wyczuwają, że w czystości kryje się jakaś wartość, bowiem w większości pisały o pragnieniu trwania w czystości." Te zaś, które choć trochę znały życie Karoliny, z uznaniem pisały o jej odwadze i oddaniu życia dla wartości, którą tak ceniła. Chociaż o czystości, szczególnie związanej ze sferą seksualną, niełatwo jest dziś mówić do młodzieży, nie zwalnia to jednak wychowawców z obowiązku ukazywania sensu i potrzeby jej realizowania. Powstaje pytanie, w jaki sposób przybliżać młodzieży tę wartość na przykładzie bł. Karoliny.
    Najpierw trzeba wyraźnie powiedzieć, że czystość i dziewictwo to dwie różne wartości. Biblia przez „czystość" rozumie prawość serca, polegającą na doskonałym posłuszeństwie woli Boga. Teologia opisuje czystość jako sprawność (cnotę), która pomaga opanowywać różne pożądania rodzące się w człowieku. Do realizowania czystości wezwany jest każdy człowiek, w każdym okresie swego życia i na każdej drodze powołania życiowego.28 Wielokrotnie czystość zacieśnia się tylko do spraw związanych z popędem płciowym, czy też do ludzi, którzy poświęcili się Bogu. Tymczasem czystość obejmuje nie tylko dziedzinę seksualną i obowiązuje wszystkich ludzi, Warto podkreślić personalny wymiar czystości, co oznacza przejrzysty stosunek do drugiej osoby, a w specyficznym ujęciu do drugiej płci. Czystość powinna rodzić w człowieku twórczą miłość, która jest przeciwieństwem przedmiotowego traktowania osoby odmiennej płci - w kategoriach użycia. Biblia podkreśla, że czystość rodzi się w sercu człowieka (por. Mt 5, 8), a głównym motywem jej realizacji dla chrześcijanina jest przyjazny kontakt z Bogiem, który jest czysty i pragnie, aby człowiek jak najbardziej upodabniał się do Niego i w tym zakresie. Czystość wymaga od człowieka wysiłku, zmierzającego do utrzymania ciała w świętości, które w myśl apostoła Pawła jest mieszkaniem Ducha Świętego (por. 1 Kor 6, 19). Młodzieży trzeba zatem umiejętnie wskazywać, że nie można osiągnąć dojrzałości osobowej, nie można w sposób twórczy kochać człowieka, nie będąc czystym.
    Bóg powołując człowieka do istnienia, powołał go jednocześnie do miłości. Biblia mówi o dwóch sposobach urzeczywistniania powołania do miłości: na drodze małżeńskiej i w dziewictwie.29 Od wszystkich zachowanie stanu dziewictwa wymagane jest aż do czasu zawarcia związku małżeńskiego. Osoby zaś, które odczytają, że Bóg ich wzywa do życia dziewiczego, praktykują je przez całe życie. Ponieważ dziewictwo w czasach obecnych jest wartością chyba najbardziej ośmieszaną, a badania wśród młodzieży żeńskiej potwierdzają, że duży procent dziewcząt i to w dość młodym wieku traci te cnotę, wielu boi się na ten temat mowie. Z punktu widzenia wychowawczego trzeba przyznać, że niełatwo jest mowie głęboko i komunikatywnie na temat dziewictwa i czystości, ale jest to konieczne, jeżeli młodzież żeńska ma się prawidłowo przygotować do pełnienia obowiązków żon i matek. Te dwie wartości były bardzo umiłowane przez Karolinę, bo w ich obronie oddała życie, wydaje się więc być bardzo odpowiednim przykładem w tym względzie dla młodzieży żeńskiej w Polsce.

    c) duch ofiary

    Karolina praktykowała na co dzień zachętę obecnego papieża, który nieraz przypomina młodzieży: ,,musicie dużo od siebie wymagać". Duże wymagania zawsze łączą się z ofiarą i wyrzeczeniem. Trzeba przyznać, że młodzież dość chętnie słucha papieża, a autor tego artykułu był świadkiem, jak podczas spotkania z Ojcem Świętym na Jasnej Górze młodzież klaskała papieżowi po wypowiedzeniu tych słów. W tym miejscu nasuwa się spostrzeżenie, że w chwili emocji można wyrazić aplauz dla słyszanych słów, które później bardzo trudno wprowadzić w życie. Karolina jest tutaj dobrym przykładem pokornego i cichego stawiania sobie wysokich wymagań, które owocowały w postawie miłości wobec Boga i drugiego człowieka.
    Warszawa – Włocławek

    Ks. Ireneusz Werbiński
    (Ateneum Kapłańskie 2000, s. 33-40)

    Wierność prawdzie

    "Ażeby z tej śmierci wyrosło dobro, tak jak z Krzyża Zmartwychwstanie". Prorocze słowa wypowiedziane przez Ojca Świętego Jana Pawła II w Rzymie 5 listopada 1984 roku, dwa dni po pogrzebie ks. Jerzego Popiełuszki, urzeczywistniają się każdego dnia.

    Sługa Boży ks. Jerzy Popiełuszko złożył ofiarę ze swojego życia w imię wiary, miłości i nadziei. Był świadkiem Chrystusa Zmartwychwstałego, świadkiem Prawdy Najwyższej. Ukazał, czym naprawdę jest chrześcijaństwo.
    Jestem przekonany, że ten skromny, niepozorny wręcz kapłan jest przykładem chrześcijanina we współczesnym świecie. Tak jak mówił Jan Paweł II 31 października 1990 roku: "Niech przemawia do nas świadectwo tego kapłana, które się nie przedawnia, które było ważne nie tylko wczoraj, ale jest ważne także dzisiaj. Może dzisiaj jeszcze bardziej".
    Ksiądz Jerzy uczy nas, jak żyć w Prawdzie i Miłości.
    Uczy, że człowiek potrafi żyć miłością Boga i bliźniego, gdy naprawdę jest wolny.
    Dla nas jego lekcja wolności jest szczególnie ważna. Ksiądz Jerzy uczy, jak być człowiekiem wolnym w trudnej codzienności.
    Uczy także, jak uleczyć się z egoizmu i pychy.
    Uczy, jak pozostać bezkompromisowym człowiekiem sumienia w chwili próby.
    Wielkim darem, poprzez który Sługa Boży ks. Jerzy Popiełuszko służył innym, był dar dialogu, jednania ludzi, dar tworzenia wspólnoty. Ksiądz Jerzy uczy nas, jak żyć w jedności z innymi, jak sobie nawzajem przebaczać, jak żyć w przyjaźni, jak tworzyć więzi międzyludzkie pomimo różnic w poglądach.
    Gdy wnikamy głębiej w tajemnicę życia i śmierci tego kapłana, poznajemy człowieka dobrego, który naprawianie świata rozpoczął od siebie, który w prostych słowach i w zwyczajnych czynach pozostawiał ślad Ewangelii.
    Ksiądz Jerzy poddany Bożej woli był otwarty na ludzi z różnymi przekonaniami, potrafił rozbudzić w nich ducha służby, dlatego w sposób naturalny staje się patronem współpracy kapłanów ze świeckimi.
    Wyniesienie ks. Jerzego Popiełuszki na ołtarze jest wielkim darem dla Kościoła warszawskiego i polskiego. Jego grób przy kościele św. Stanisława Kostki jest jednym z najświętszych miejsc w Warszawie. Jako proboszcz tej parafii mam wielką nadzieję w sercu, że stanie się on znakiem pojednania i przebaczenia.
    Jestem przekonany, że nieustannie przybywający tu pielgrzymi będą przeżywać prawdziwe nawrócenia, które rzeczywiście przyczynią się do przemiany świata.
    Fragmenty książki przygotowywanej przez Wydawnictwo Sióstr Loretanek.

    Ks. prałat Zygmunt Malacki



    Zgadzałam się z wolą Bożą

    Z Marianną Popiełuszko, mamą ks. Jerzego, rozmawiają ks. Piotr Burgoński i ks. Cezary Smuniewski

    Ks. Piotr Burgoński: Chciałbym zapytać o znaczenie cierpienia. Jak Pani myśli, jaki sens miała śmierć ks. Jerzego?
    - W Podkowie Leśnej już powiedziałam: "Oni nie uderzyli w ks. Popiełuszkę, oni uderzyli w Kościół". Jak uderzyli w księży, to sami się rozsypali. Każde cierpienie ma sens. Gdyby ks. Jerzy nie chciał tego cierpienia znosić, to by wybrał inną drogę. Ale jeśli on tam widział swoje spotkanie z Bogiem, to i liczył się z tym, że będzie cierpieć.

    P.B.: Cierpienie było jego drogą do świętości?
    - On już był cierpliwy, jak był malutki. Nigdy nie zapłakał na swoje boleści. Nigdy! Tak cierpliwy był, że nigdy nie zapłakał.

    P.B.: Jak Pani sądzi, czy ks. Jerzy ofiarował swoje cierpienia w jakiejś intencji?
    - Swoje cierpienia na pewno ofiarował za wolność Kościoła, za wolność Ojczyzny i za to poniósł śmierć męczeńską. Byłam ostatnio w Łodzi, dostałam piękną Matkę Boską Częstochowską. Jeden człowiek powiedział mi: "Moim pragnieniem było się spotkać, powiedzieć Mamie, jakiego cudu doznałem za przyczyną ks. Jerzego". Był alkoholikiem. Nigdy nie spodziewał się, że może się wyzwolić z tego pijaństwa. Przy grobie ks. Jerzego złożył ślubowanie, że nie będzie pić, i do dziś dnia wytrwał. Dużo jest takich. Jedna siostra zakonna opowiadała, że jej bratowa miała mieć operację i przed operacją udała się do grobu ks. Jerzego, potem pojechała do szpitala i okazało się, że żadnej operacji nie trzeba było robić.

    Ks. Cezary Smuniewski: Jak Pani przeżywała to, co działo się z ks. Jerzym?
    - Zgadzałam się z wolą Bożą.

    P.B.: Słynne już i wielokrotnie cytowane są Pani słowa: "Dałam go Kościołowi i nie zabiorę"...
    - Tak, pamiętam. Pytali mnie, czemu go tutaj nie pochowałam, byłoby cicho, nie byłoby tego wszystkiego. A ja mówiłam: "Dałam go Kościołowi. Tam, w Warszawie, służył ludziom. Jak Bóg chciał, tak pokierował jego losem. Bez woli Boga i włos człowiekowi z głowy nie spadnie".

    C.S.: Ksiądz Jerzy był du szpasterzem w Warszawie, związał się z "Solidarnością"...
    - ...związał się, bo prosili. Kilku innych księży proszono, ale nie poszli do Huty Warszawa, żeby Mszę Świętą odprawić, to on poszedł. Żeby podnieść wiarę, krzyż...

    P.B.: Kiedy ks. Jerzy został kapelanem w Hucie Warszawa i duszpasterzem robotników, Służba Bezpieczeństwa zaczęła go szykanować. Czy rozmawiał o tym z Panią?
    - Cóż on mógł mówić? Stał na posterunku swojej wiary i głosił to, co przyrzekł głosić. Przecież on zginął za krzyż, poniósł męczeństwo za wiarę.
    P.B.: Ksiądz Jerzy przez długi czas był szykanowany, zorganizowano na niego medialną nagonkę...

    C.S.: ...ubecy go prześladowali...
    - A on im kawę nosił. Jeden człowiek po pogrzebie przyjechał do Augustowa i przyszedł do mnie skarżyć, że Chrostowski znał się z ubekami i kawą ich częstował. Ja mówię: "Przepraszam, to nie tak. Ksiądz Jerzy mówił mi, że on widział, jak ubecy stoją zmarznięci na służbie, i poprosił Chrostowskiego, żeby wyniósł im ciepłą kawę". Ale ostatnim razem już nie wzięli. Pomyślał wtedy, że coś się szykuje.

    C.S.: Kiedy głosił kazania, odprawiał Msze Święte za Ojczyznę - czy Pani jeździła go wtedy odwiedzać?
    - Raz byłam. On nie chciał, żebym przejmowała się tym wszystkim, tak mnie żałował. Potem, po wszystkim, uśmiechnął się: "Mamo, ile ja przeżyłem. Mama będzie widziała to wszystko". Ale akurat w tę niedzielę nie było milicji i armatek. Spokojnie było.

    P.B.: Kiedy się Pani widziała z synem po raz ostatni?
    - To było po Siewnej albo przed Siewną. Myślę sobie: Kartofle wykopane, nic nie mówiąc, pojadę na Mszę za Ojczyznę do niego. Chciałam jechać do niego, ale on przyjechał tu. Poleciał na pole, wszystko obszedł. Odprowadziłam go do Suchowoli, pożegnałam się.

    C.S.: Jak Pani wspomina czas, kiedy miał miejsce proces zabójców ks. Jerzego?
    - Nie chcę wspominać.

    C.S.: Jak Pani przyjęła wiadomość, że Kościół może syna ogłosić świętym? Czeka Pani na tę chwilę?
    - Pewno, że chciałabym spokojniej umrzeć, ale to wszystko w ręku Boga. Jeśli będę godna tego czasu dożyć, to dożyję, jak nie, to tam go spotkam.

    P.B.: Jednym z owoców męczeństwa ks. Jerzego jest to, że Polska jest wolna...
    - ...tylko nie o taką Polskę chodziło. O prawdziwą Polskę, więcej religijną, ale trudno. Od razu chory człowiek nie wyzdrowieje, tylko musi leki pić. Trzeba modlitwy, modlitwy i jeszcze raz modlitwy.

    Dziękujemy za rozmowę.

    Fragmenty książki przygotowywanej przez Wydawnictwo Sióstr Loretanek



    Nie mogę przestać głosić prawdy

    Z Katarzyną Soborak, notariuszem w procesie beatyfikacyjnym ks. Jerzego Popiełuszki na szczeblu diecezjalnym, szefową Archiwum Księdza Jerzego Popiełuszki w kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie, rozmawia Małgorzata Rutkowska

    Komunizm był systemem opartym na kłamstwie, na jego straży stało państwo i cała armia sług fałszu. Tej ogromnej machinie zniewalania sumień ks. Jerzy Popiełuszko rzucił wyzwanie, upominając się o prymat prawdy w życiu społecznym i indywidualnym.
    - Ksiądz Jerzy Popiełuszko mówił, że kapłan to uczeń Chrystusa, a Chrystus głosił prawdę i oddał za nią życie. Tak samo Jego uczniowie ginęli za prawdę. Ksiądz Jerzy nauczał, że prawda to zgodność słów z czynami, że słów prawdy nie trzeba wiele, bo jest ona niezmienna i trwała, kłamstwo zaś wciąż trzeba zmieniać, wymyślać nowe jego wersje, żeby mogło trwać. Mówił, że prawda zawsze łączy się z miłością, a miłość kosztuje, stąd i prawda musi kosztować.

    Przekonanie, że prawda jest najważniejsza, wyniósł z domu rodzinnego?
    - Mama księdza Jerzego zawsze podkreśla w rozmowie: "U nas w domu kłamstwa nie było". I rzeczywiście, ks. Jerzy został tak wychowany, dlatego każde kłamstwo bardzo go raziło. Często powtarzał, że do głoszenia prawdy trzeba posiadać cnotę męstwa, bo człowiek tchórzliwy się lęka, stwarza jakieś pozory prawdy.

    Szczególnie monstrualne rozm iary kłamstwo przybrało w stanie wojennym.
    - Po wprowadzeniu stanu wojennego Naród był wyjątkowo udręczony. Nie było wtedy prawdy, nie można było jej oczekiwać od rządzących. W środkach przekazu słychać było tylko słowa kłamstw i manipulacji albo półprawd. Ksiądz Jerzy powtarzał, że jeżeli władza mówi, że jest dobrze, a jest przecież źle, to jest oczywiste kłamstwo. Jeżeli władza więzi niewinnych, najlepszych obywateli, a mówi, że to dla dobra Ojczyzny, to też było kłamstwo. Ludzie jednak garnęli się do prawdy, szukali jej. Ksiądz Jerzy z nadzieją więc mówił, że znajdą prawdę. Przyjeżdżali przecież z całego kraju na Żoliborz do kościoła św. Stanisława Kostki, bo chcieli słuchać słów prawdy o tym, czym Naród żyje i jakie cierpienia znosi.

    Na jakie słowa słuchacze czekali?
    - Ludzie opowiadali ks. Jerzemu o doznanych krzywdach, cierpieniach, a potem on o tych problemach mówił na Mszach Świętych za Ojczyznę. W ten sposób ta prawda się przebijała, Naród pokazywał, czym chce żyć, a odrzucał to, czym go karmiono na co dzień przede wszystkim w prasie i w telewizji. W czasie gdy cenzura wykreślała wszystkie słowa prawdy, ks. Jerzy odważnie wskazywał, że "nie służy rozwojowi prawdy cenzura, która swoje ostrze kieruje nie przeciwko złu, ale przeciwko szlachetnemu dobru".

    Ksiądz Jerzy nie milczał, widząc zakłamanie w polityce. Jak traktował ten wymiar życia publicznego?
    - Głosząc prawdę, ks. Jerzy odnosił się do słów Chrystusa: "Ja jestem drogą, prawdą i życiem". Tymczasem rządzący mówili to, co w danej chwili było dla nich wygodne, później zmieniali tylko wersje, ale kłamstwo było zawsze kłamstwem ustawicznie powtarzanym.

    Nie bał się też wymawiać słowa "Solidarność", odważnie przypominał wielkie znaczenie tego ruchu społecznego, który połączył miliony Polaków.
    - Ksiądz Jerzy widział, że Naród, który zjednoczył się w "Solidarności", dążył do uczciwości, do sprawiedliwości, do prawdy. Dlatego tak bolesne było to, co spotkało "Solidarność": wprowadzenie stanu wojennego, wyrzucanie z pracy, więzienie, prześladowanie, represje. Ksiądz Jerzy, upominając się o prawdę, upominał się też o godność Narodu i każdego człowieka, nie wymieniał oczywiście żadnych nazwisk, ale mówił o wyrzuconych z pracy, uwięzionych. Ludzie bardzo czekali na prawdziwe informacje, dlatego tak mocno utożsamiali się z nim. Ale trzeba też pamiętać, że przychodzili na Msze św. za Ojczyznę przede wszystkim po to, by swoje cierpienia ofiarować Bogu, prosić, by Chrystus wyprowadził z tego jakieś dobro. Bardzo gorliwie się modlili, widać było, że ten cierpiący Naród pokłada nadzieję w Bogu. Ksiądz Jerzy nas umacniał i dzięki temu mogliśmy przetrwać bardzo trudny czas stanu wojennego.

    Był nie tylko świadkiem prawdy, ale oddał za nią życie.
    - Tak, jest męczennikiem za wiarę i za głoszenie prawdy. Był na to przygotowany... Mimo że wiele razy go ostrzegano, że coś złego może się z nim stać, mówił: "Niczego się nie lękam. Ja już przeszedłem barierę strachu, jestem gotowy na wszystko". Za głoszenie prawdy oddał życie. To, co głosił, jest aktualne i dziś. Mam nadzieję, że beatyfikacja ks. Jerzego skłoni ludzi do przeanalizowania jego homilii. Może Naród weźmie to nauczanie do siebie, nastąpią zmiany w Ojczyźnie, gdy ludzie przestaną kłamać, a zaczną głosić prawdę.

    Ksiądz Jerzy mówił, że korzeniem wszystkich kryzysów jest brak prawdy, a my wciąż żyjemy w kryzysie...
    - Co można zbudować na kłamstwie? Nic. "Mamy wypowiadać prawdę, gdy inni milczą" - nauczał ks. Jerzy i podkreślał, że prawda to zgodność słów z czynami. Mówił to 25 lat temu, ale jego słowa zachowały aktualność. Myślę, że to jest właśnie domena świętych, że głoszą naukę ponadczasową. Z racji zbliżającej się beatyfikacji zastanawiamy się, czyim patronem może być ks. Jerzy. Dochodzimy do wniosku, że wszystkich, bo skupiał wokół siebie bardzo wiele środowisk, a jego nauczanie przekracza wymiar jednego czasu i pokolenia.

    Msze Święte za Ojczyznę przemieniały ludzi, znikał strach przed represjami, opadały złe emocje. Prawda zawsze oczyszcza...
    - Mamy listy, które ludzie pisali jeszcze za życia ks. Jerzego, w których zaznaczają, że dzięki Mszom Świętym za Ojczyznę wyzbywali się nienawiści. Pamiętam list pewnej młodej dziewczyny. Przed maturą znalazła się w trudnych warunkach materialnych, musiała podjąć pracę w piekarni. Buntowała się przeciwko temu, miała pretensje do całego świata. Zachęcona przez matkę poszła na Mszę Świętą za Ojczyznę. To ją bardzo zmieniło. Zaczęła dziękować Bogu, że ma pracę, zaczęła ją wykonywać z miłością. Albo historia pewnej dziennikarki, która przez pół roku była internowana. Wiele wycierpiała, nosiła ogromną niechęć w sercu do ludzi, którzy skrzywdzili ją i jej rodzinę. Gdy zaczęła przychodzić na Msze Święte za Ojczyznę, wyzbyła się nienawiści. Ludzie naprawdę czerpali nadzieję z kazań ks. Jerzego, dziękowali za wypowiadane słowa prawdy, to wszystko miało wielki sens w tym mrocznym okresie stanu wojennego.

    Zło odpowiedziało jednak kampanią nienawiści uruchomioną przez najwyższe władze PRL.
    - Ksiądz Jerzy bardzo to przeżywał. Otrzymywał anonimy, wrzucono mu do mieszkania cegłę, później była prowokacja na Chłodnej, przygotowanie sprawy i postawienie §. W każdej chwili spodziewał się, że może go spotkać najgorsze, różne osoby go ostrzegały, księża biskupi. Wtedy odpowiadał: "Przecież nie mogę przestać głosić prawdy".

    Dziękuję za rozmowę.



    Prawda prowadzi do wolności

    Aby pozostać człowiekiem wolnym duchowo, trzeba żyć w prawdzie. Życie w prawdzie to dawanie świadectwa na zewnątrz, to przyznawanie się do niej i upominanie się o nią w każdej sytuacji. Prawda jest niezmienna. Prawdy nie da się zniszczyć taką czy inną decyzją, taką czy inną ustawą. Na tym polega w zasadzie nasza niewola, że poddajemy się panowaniu kłamstwa, że go nie demaskujemy i nie protestujemy przeciw niemu na co dzień. Nie prostujemy go, milczymy lub udajemy, że w nie wierzymy. Żyjemy wtedy w zakłamaniu. Odważne świadczenie prawdy jest drogą prowadzącą bezpośrednio do wolności. Człowiek, który daje świadectwo prawdzie, jest człowiekiem wolnym nawet w warunkach zewnętrznego zniewolenia, nawet w obozie czy więzieniu. Gdyby większość Polaków w obecnej sytuacji wkroczyła na drogę prawdy, gdyby ta większość nie zapominała, co było dla niej prawdą jeszcze przed niespełna rokiem, stalibyśmy się narodem wolnym duchowo już teraz. A wolność zewnętrzna czy polityczna musiałaby przyjść prędzej czy później jako konsekwencja tej wolności ducha i wierności prawdzie.

    Zasadniczą sprawą przy wyzwoleniu człowieka i narodu jest przezwyciężenie lęku. Lęk rodzi się przecież z zagrożenia. Lękamy się, że grozi nam cierpienie, utrata jakiegoś dobra, utrata wolności, zdrowia czy stanowiska. I wtedy działamy wbrew sumieniu, które jest przecież miernikiem prawdy. Przezwyciężamy lęk, gdy godzimy się na cierpienie lub utratę czegoś w imię wyższych wartości. Jeżeli prawda będzie dla nas taką wartością, dla której warto cierpieć, warto ponosić ryzyko, to wtedy przezwyciężymy lęk, który jest bezpośrednią przyczyną naszego zniewolenia. Chrystus wielokrotnie przypominał swoim uczniom: "Nie bójcie się. Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a nic więcej uczynić nie mogą" (por. Łk 12, 4).
    Ks. Jerzy Popiełuszko

    Fragment kazania wygłoszonego podczas Mszy Świętej za Ojczyznę 31 października 1982 r.



    Zaczęłam normalnie chodzić

    28 lipca 1986 r., gdy miałam 79 lat, spadłam ze strychu z wysokości ok. 4 m, w wyniku czego doznałam złamania szyjki udowej. Natychmiast wezwano pogotowie ratunkowe i po prowizorycznym unieruchomieniu i opatrzeniu innych drobniejszych obrażeń przewieziono mnie do szpitala, gdzie założono mi gips na 3 miesiące. Lekarz orzekł, że już nie będę chodzić. Gdyby zrobili operację, to i tak noga byłaby krótsza, ale ze względu na wiek odradzano mi tego typu zabieg. Po założeniu gipsu odwieziono mnie do domu. Bardzo cierpiałam. Nasz ksiądz proboszcz przywoził mi co jakiś czas Komunię Świętą. Leżałam w łóżku jak kłoda. Martwiłam się, co będzie dalej ze mną, gdyż mieszkamy tylko z mężem. Córki wyszły za mąż i mieszkają z dala od domu. Przyjeżdżają, aby tylko dorywczo pomóc w pracach.

    Po kilku dniach takiej męki z wielką ufnością i bardzo gorąco zaczęłam się modlić do księdza Jerzego o zdrowie. W niedługim czasie ból prawie nagle ustąpił i poczułam się na tyle mocna, że mogłam wstać z łóżka. Poruszałam się po mieszkaniu z tym gipsowym usztywnieniem i nie odczuwałam już żadnego bólu w miejscu złamania.
    Po 3 miesiącach przywieziono mnie karetką do szpitala na zdjęcie gipsu. Po uwolnieniu mnie od gipsu zaraz zaczęłam normalnie chodzić, co wywołało ogromne zdziwienie lekarza i personelu, którzy znali stan mojej nogi. Sam lekarz stwierdził, że to nie do wiary - w tym wieku i po takim złamaniu poruszam się bez kul, nawet bez żadnej pomocy. To było zaskakujące!
    Upłynęło już prawie pół roku od tego czasu, a ja chodzę i nie odczuwam żadnej dolegliwości w nodze, w miejscu złamania. Jestem głęboko przekonana, że to, co się stało, jest łaską od Boga wyproszoną mi przez śp. księdza Jerzego Popiełuszkę, do którego tak gorąco się modliłam i nadal modlę. Wiem, że on, który tyle wycierpiał, zrozumiał mój ból, cierpienie i wyprosił mi zdrowie. Chodzę bez najmniejszej obawy i trudu. Noga jest normalna.
    22.04.1987 r. córka była w szpitalu, aby odebrać kliszę i kartę informacyjną. Spotkała wówczas lekarza prowadzącego. Pytał o mój stan zdrowia i dwukrotnie podkreślił: "Niech mama dziękuje Bogu, bo to jest naprawdę niezwykła sprawa".
    Helena



    Choroba się nie powtórzyła

    25 czerwca 1985 r. po Mszy Świętej dostałem ataku i zemdlałem cały oblany potem. Przybyło pogotowie i lekarz. W niedzielę, 30 czerwca 1985 r., w czasie Sumy powtórnie zemdlałem, lekarz będący w kościele udzielił mi pomocy. Odzyskałem przytomność i dokończyłem odprawiać Mszę Świętą.

    Objawy - wysokie ciśnienie i zawroty głowy. Mimo lekarskiej opieki rozpocząłem nowennę za przyczyną księdza Jerzego, którą bez przerwy odprawiam. Omdlenia nie powtórzyły się do tej pory. Jestem głęboko przekonany, że otrzymałem za przyczyną księdza Jerzego łaskę uzdrowienia.
    ks. Jan http://wiara.dlapolski.pl/czytaj-505.html

    Mateusz Szpytma


    Oddali życie za bliźnich
    Bohaterska rodzina Ulmów zginęła za ukrywanie Żydów




    Józef i Wiktoria Ulmowie z Dziećmi. Fotografia opublikowana w Naszym Dzienniku, w numerze 72 (2482), z dnia 25-26 marca 2006 r.

    Sześćdziesiąt dwa lata temu, 24 marca 1944 r. w Markowej, jednej z tysiąca okupowanych przez Niemców wsi, doszło do zdarzenia, które wstrząsnęło nie tylko jej mieszkańcami, ale i całym regionem. Za przechowywanie Żydów została rozstrzelana polska rodzina Józefa i Wiktorii Ulmów. Siedemnaścioro ludzi, w tym ośmioro dzieci, zginęło tylko za to, że byli Żydami lub Polakami, którzy odważyli się udzielić im zakazanej pomocy. Ponieważ pamięć ludzka szybko się zaciera, deformuje, a dodatkowo w niewielkim stopniu dociera do młodego pokolenia, istnieje konieczność ciągłego przypominania pozytywnych postaw bohaterów naszej polskiej historii.

    W okresie międzywojennym Markowa była jedną z największych wsi w Polsce. W 1931 r. liczyła 931 domów, w których zamieszkiwało 4442 mieszkańców. Wśród nich olbrzymią większość stanowili katolicy. W Markowej żyło także około 120 Żydów (blisko 30 rodzin).

    Po zajęciu Polski Niemcy stworzyli nowy podział administracyjny. Do utrzymania "porządku" na terenach wiejskich oraz w mniejszych miastach zobowiązana była m.in. żandarmeria. Markowa podlegała placówce w Łańcucie. Na jej czele stał porucznik Eilert Dieken, a jednym z podległych mu żandarmów był szeregowy Joseph Kokott.

    W czasie okupacji niemieckiej Żydzi pozbawieni zostali wszelkich praw. Musieli przeprowadzać różnorakie prace na rzecz okupanta, nie mogli wykonywać swoich zawodów. Wkrótce rozpoczęto zakładanie gett. Latem i jesienią 1942 r. Niemcy wymordowali większość żydowskich mieszkańców Markowej. Miejscem zbrodni było głównie grzebowisko padłych zwierząt. Przy życiu pozostali ci Żydzi, którzy wcześniej ukryli się w chłopskich domach.

    Rodzinne ognisko

    Jedną z rodzin, które zdecydowały się na bohaterską decyzję ukrycia Żydów, byli Józef i Wiktoria Ulmowie. Józef, urodzony w 1900 r., znany był doskonale w całej wsi. Wszechstronnie utalentowany, jako pierwszy w Markowej prowadził szkółkę drzew owocowych. Propagował nierozpowszechnione jeszcze wówczas uprawy warzyw i owoców. Jego nowatorskie metody gospodarowania znane były nie tylko w tej dziedzinie. Zachowały się dyplomy, które otrzymał w 1933 r. na Powiatowej Wystawie Rolniczej w Przeworsku - jeden "za pomysłowe ule i narzędzia pszczelarskie własnej konstrukcji", drugi "za wzorową hodowlę jedwabników i wykresy ich życia". Zwłaszcza to jego ostatnie zainteresowanie wzbudzało ciekawość nie tylko całej wsi, ale i okolicy, a nawet księcia Andrzeja Lubomirskiego, który odwiedził gospodarstwo Ulmów, by obejrzeć jedwabniki i drzewa morwowe.

    Józef nie stronił także od działalności społecznej. Angażował się w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży, później działał w Związku Młodzieży Wiejskiej "Wici", w którym był bibliotekarzem i fotografem. Jego największą pasją było właśnie fotografowanie. Wykonał tysiące zdjęć, w znacznej mierze zachowanych do dziś, przechowywanych w wielu szufladach nie tylko markowskich domów. Pięknie fotografował swoją małżonkę i dzieci. Zachowały się także zdjęcia samego Józefa, przedstawiające przystojnego mężczyznę w garniturze, pod krawatem i w kapeluszu, którego twarz ukazuje inteligentnego, wrażliwego człowieka.

    Wybranką Józefa stała się najmłodsza córka Jana i Franciszki Niemczaków - Wiktoria, urodzona w 1912 r. jako ich siódme dziecko. Matka osierociła ją, gdy miała 6 lat; ojciec też nie doczekał ślubu córki - zmarł rok wcześniej.

    Małżeństwo było dobrze dobrane i darzyło się miłością. Na jednym ze wspólnych zdjęć widać Józefa trzymającego Wiktorię na swoich kolanach, przytulonych do siebie. Szybko doczekali się potomstwa. W ciągu siedmiu lat małżeństwa urodziło się im sześcioro dzieci: Stasia, Basia, Władzio, Franuś, Antoś, Marysia. Gdyby nie tragedia, na wiosnę 1944 r. cieszyliby się siódmym maleństwem. Wiktoria zajmowała się domem - na jednym ze zdjęć widać, jak rysuje lub pisze dzieciom w zeszycie, na innych stoi otoczona dużą i zadbaną gromadką, trzymając najmłodsze dziecko.

    Trudna decyzja

    Dokładnie nie wiadomo, kiedy (prawdopodobnie w drugiej połowie 1942 r.) i jak do tego doszło, że w domu Ulmów znalazło się ośmioro Żydów: pięciu mężczyzn z Łańcuta o nazwisku Szall - znany przed wojną handlarz bydłem z synami, oraz bliscy sąsiedzi domu rodzinnego Józefa: Gołda i Layka Goldman, ta ostatnia z małą córką.

    Trudno też określić, jakie motywy kierowały Ulmami. Józef znany był z życzliwości dla Żydów. Wcześniej innej rodzinie żydowskiej pomógł sporządzić kryjówkę w jarach. Zapewne kierowały nimi miłość do drugiego człowieka, współczucie i świadomość tego, co czeka Żydów, jeśli nie otrzymają pomocy. Ulmowie na własne oczy widzieli, jak w 1942 r. na sąsiedniej parceli Niemcy rozstrzelali co najmniej kilkadziesięcioro Żydów z Markowej i okolic.

    Jak doszło do dekonspiracji kryjówki? Szallowie ukrywający się u Ulmów mieszkali przed wojną w Łańcucie. Zdając sobie sprawę ze zbliżającego się "ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej", rozpoczęli poszukiwania schronienia. Obiecał im je Włodzimierz Leś, posterunkowy granatowej policji w Łańcucie. Pochodził z Białej koło Tyczyna. Tak jak jego dziadkowie, którzy przybyli z Galicji Wschodniej na Rzeszowszczyznę, był uważany za Ukraińca. Mieszkał na przedmieściach Łańcuta nieopodal Szallów, z którymi przed wojną utrzymywał bliskie kontakty. Pomagał im w ukrywaniu się przed Niemcami. Gdy sytuacja się zaostrzyła, Szallowie musieli sobie szukać innej kryjówki. Udali się wtedy do Ulmów, znajomych gospodarzy z Markowej, którzy ich ukryli. Szallowie jednak nadal nachodzili Lesia, domagając się od niego wsparcia, gdyż najprawdopodobniej u niego zostawili znaczną część majątku. Ponieważ od pewnego czasu odmawiał im pomocy, sami próbowali odzyskać swoją własność lub przejąć w zamian inne jego dobra. Wiele wskazuje na to, że wtedy Leś zdecydował się zdradzić kolegom z żandarmerii niemieckiej miejsce ukrywania się żydowskiej rodziny.

    Dzięki zachowanym aktom postępowania sądowego przeciwko jednemu ze sprawców - Josephowi Kokottowi, można z dużą dokładnością ustalić przebieg okrutnej zbrodni. Dowódcą grupy ekspedycyjnej był szef posterunku żandarmerii niemieckiej w Łańcucie porucznik Eilert Dieken. Inni żandarmi to: Joseph Kokott, Michael Dziewulski i Erich Wilde. Z policjantów granatowych udało się ustalić dwa nazwiska: Eustachy Kolman oraz Włodzimierz Leś.

    Zbrodnia

    Na krótko przed porankiem 24 marca 1944 r. żandarmi dotarli do zabudowań Józefa Ulmy, położonych na krańcu wsi. Pozostawiwszy na uboczu furmanów z końmi, Niemcy wraz z obstawą złożoną z granatowych policjantów udali się pod dom. Wkrótce rozległo się kilka strzałów - jako pierwsi zginęli Żydzi.

    Naocznymi świadkami pozostałych rozstrzeliwań byli furmani, którzy zostali przez Niemców przywołani rozkazem, by przyglądać się, jaka kara może spotkać wszystkich ukrywających Żydów. Jeden z furmanów, Edward Nawojski, podaje, iż widział, jak wyprowadzono z domu gospodarzy - Józefa i Wiktorię Ulmów - i rozstrzelano ich. Jak podaje świadek: "W czasie rozstrzeliwania na miejscu egzekucji słychać było straszne krzyki, lament ludzi, dzieci wołały rodziców, a rodzice już byli rozstrzelani. Wszystko to robiło wstrząsający widok".

    Po zastrzeleniu rodziców wśród krzyków żandarmi zaczęli się zastanawiać, co zrobić z dziećmi. Po naradzie Dieken zdecydował, że należy je rozstrzelać. Nawojski widział, jak trójkę lub czwórkę dzieci własnoręcznie rozstrzelał Joseph Kokott. Słowa tego zgermanizowanego Czecha wypowiedziane po polsku do furmanów wryły się głęboko w pamięć Nawojskiego: "Patrzcie, jak polskie świnie giną - które przechowują Żydów". Zginęli: Stasia, Basia, Władzio, Franuś, Antoś, Marysia i siódme w łonie matki, na kilka dni przed planowanym urodzeniem. W ciągu kilkudziesięciu minut zginęło siedemnaście osób. Niemieccy zbrodniarze dokonali tej zbrodni własnoręcznie, wykorzystując granatowych policjantów do obstawy.

    Po zamordowaniu ostatniego dziecka na posesję Ulmów przybył wezwany sołtys Teofil Kielar, przyprowadzając na rozkaz Niemców kilka osób do grzebania ofiar. Zapytał dowódcę, znanego mu z częstych kontroli w Markowej, dlaczego zamordowane zostały także dzieci. Dieken odpowiedział mu cynicznie: "Żeby gromada nie miała z nimi kłopotu".

    Po zbrodni Niemcy przystąpili do rabunku. Kokott zabrał Franciszka Szylara, jednego z tych, których przyprowadzono, by kopali grób, i nakazał mu dokładnie przeszukać zamordowanych Żydów. Sam nadzorował, świecąc latarką. Gdy Kokott zauważył przy zwłokach Gołdy Goldman schowane na piersi pudełko z kosztownościami, stwierdził: "Tego mi było potrzeba", i schował je do kieszeni. Po zakopaniu zwłok zgromadził Polaków i oświadczył: "Nikt nie śmie wiedzieć, ile osób zostało zastrzelonych, tylko wiecie wy i ja!". Mimo surowego zakazu w ciągu tygodnia pod osłoną nocy pięciu mężczyzn odkopało grób Ulmów i w trumnach pochowało ich w tym samym miejscu. Jeden z nich podaje: "Kładąc do trumny zwłoki Wiktorii Ulmy stwierdziłem, że była ona w ciąży. Twierdzenie to opieram na tym, że z jej narządów rodnych było widać główkę i piersi dziecka".

    Przeżyli dzięki Polakom

    Dużo więcej szczęścia mieli inni Żydzi ukrywający się w Markowej i przechowujące ich rodziny. Mimo okrutnych wieści o rodzinie Ulmów mogli cieszyć się gościną do końca okupacji. Przeżyło łącznie co najmniej siedemnaście osób (w 2004 r. siedem żyło w Izraelu, Kanadzie i USA). Józef i Julia Barowie wraz z córką Janiną przez dwa lata przetrzymywali pięcioosobową rodzinę Riesenbachów. Rodzice Jacob i Ita zmarli niedawno. Joseph, Jenni i Marion żyją do dzisiaj w Kanadzie wraz z dziećmi i wnukami. Podobnie było u Antoniego i Doroty Szylarów żyjących z piątką dzieci. W ich stodole pojawili się uciekający przed Niemcami Żydzi z rodziny Weltzów. Uprosili gospodarza, by pozwolił im pozostać kilka dni. Nie wyprowadzili się jednak i, upraszając gospodarzy, pozostali. Przeżyła wojnę cała siedmioosobowa rodzina. U Michała Bara przetrwała trzyosobowa rodzina Lorbenfeldów. U Jana i Weroniki Przybylaków przeżył Jakub Einhorn. Helena i Jan Cwynarowie ukrywali jako pastucha pod fałszywymi papierami mieszkańca Radymna Abrahama Segala. Żyje obecnie na przedmieściach Hajfy. Cieszy się dwanaściorgiem wnuków. Utrzymuje kontakty z mieszkańcami Markowej i interesuje się sprawami wsi.

    Po wojnie, 10 września 1944 r. podziemie wykonało wyrok na gorliwym policjancie granatowym Lesiu - zginął zastrzelony w Łańcucie. Szef śmiertelnej ekspedycji porucznik Eilert Dieken uniknął doczesnej sprawiedliwości. Gdy w latach 60. zebrano w RFN obciążający go za zbrodnie materiał dowodowy, okazało się, że już zmarł. Trudno określić, co stało się z Dziewulskim i Wildem.

    Wiadomo natomiast, że odszukany i osądzony został Joseph Kokott. W 1957 r. odnaleziono go w Czechosłowacji. W 1958 r. sąd w Rzeszowie uznał go za winnego dokonywania zabójstw i skazał na karę śmierci. Na wniosek Kokotta Rada Państwa PRL skorzystała z prawa łaski i zamieniła mu karę na dożywocie, a następnie 25 lat pozbawienia wolności. Zmarł w więzieniu w 1980 r.

    Ulmowie, a także rodzina Szylarów i Barów, zostali uhonorowani medalami "Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata". W sierpniu 2003 r. rozpoczął się na szczeblu diecezjalnym proces beatyfikacyjny rodziny Ulmów. Społeczność Markowej uczciła ich pamięć 24 marca 2004 r. uroczystą Mszą Świętą i odsłonięciem pomnika z napisem:

    "Ratując życie innych, złożyli w ofierze własne.
    Józef Ulma, jego żona, Wiktoria oraz ich dzieci:
    Stasia, Basia, Władziu, Franuś, Antoś, Marysia, Nienarodzone
    Ukrywając ośmiu starszych braci w wierze, Żydów z rodzin Szallów i Goldmanów, zginęli wraz z nimi w Markowej 24 III 1944 r. z rąk niemieckiej żandarmerii.
    Niech ich ofiara będzie wezwaniem do szacunku i okazywania miłości każdemu człowiekowi!
    Byli synami i córkami tej ziemi, pozostają w naszym sercu".

    Mateusz Szpytma


    Autor jest pracownikiem Instytutu Pamięci Narodowej, współautorem książek: "Ofiara Sprawiedliwych. Rodzina Ulmów - oddali życie za ratowanie Żydów", "Twarze krakowskiej bezpieki".
    Artykuł zamieszczono w "
    Naszym Dzienniku", w numerze 72 (2482) z dnia 25-26 marca 2006 r.

    znalazłam 3 przykłady. Pozdrawiam

Rozwiązania

Podobne materiały

Przydatność 65% Prezentacja (znane osoby z niemiec)

Prezentacja wykonana jest w programie Microsoft Office PowerPoint 2007 Presentation. Jest ona polsko-niemiecka. Została oceniona na 6. (Do pobrania w załączniku, załącznik jest spakowany, jeśli nie czyta któryś wyrazów wystarczy zmienić czcionkę.)

Przydatność 55% Minotaur przebywa od narodzin sam w labiryncie. Napisz opowiadanie w pierwszej osobie o samotności potwora.

Dziś znowu była u mnie matka. Płakała. Potem przyszedł ojciec. Zabrał ją, patrząc na mnie z obrzydzeniem. Wszędzie słyszę szepty, widzę pełne strachu i odrazy spojrzenia. Świat wiruje. Ponownie budzę się z krzykiem. Dziś chodząc po moim pałacu natknąłem się na pewną dziewczynę. Już ją wcześniej spotkałem, lecz gdy wtedy chciałem podejść do niej, uciekła...

Przydatność 70% znane kolędy

WŚRÓD NOCNEJ CISZY. . . Wśród nocnej ciszy głos się rozchodzi: Wstańcie, pasterze, Bóg się nam rodzi! Czym prędzej się wybierajcie, Do Betlejem pośpieszajcie Przywitać Pana. Poszli, znaleźli Dzieciątko w żłobie Z wszystkimi znaki danymi sobie. Jako Bogu cześć Mu dali, A witając zawołali Z wielkiej radości: Ach, witaj Zbawco z dawna żądany, cztery...

Przydatność 50% Znane cytaty

CIERPIENIE -"Cierpienie daje prędką dojrzałość"-J.Conrad; -"Ludzi niedola jednoczy"-Jean La Fontaine; -"Jest taka cierpienia granica, za którą się uśmiech pogodny zaczyna"-Miłosz; -"Cierpienie uszlachetnia"; -"Los dał ludziom odwagę do cierpień"-Homer; CZŁOWIEK -"Człowiek jest tylko trzciną, największą w...

Przydatność 75% Napisz rozprawkę, w której ocenisz postępowanie Balladyny. Odwołaj się do treści utworu, aby wydać wyrok na tej osobie.

Utwór pt."Balladyna" Juliusza Słowackiego opowiada o dziewczynie, złej i gotowej do popełnienia zbrodni w celu zdobycia władzy przez co została ukarana. Uważam, że Balladyna jest winna śmierci, o czym świadczy kilka elementów, które postaram się tutaj omówić. Pierwszym argumentem potwierdzającym moją tezę jest złe traktowanie swoich krewnych. Balladyna była gotowa...

0 odpowiada - 0 ogląda - 1 rozwiązań

Dodaj zadanie

Zobacz więcej opcji